UWAGA!
Poniższe informacje przed zastosowaniem
wymagają konsultacji z lekarzem i rehabilitantem, ponieważ bardzo łatwo
u chorego spowodować poważne i trwałe obrażenia. Poza tym każdy
przypadek choroby jest inny i wymaga indywidualnego podejścia.
Przedstawiam sposoby, jakimi walczymy z dystrofią. Nie odpowiadam jednak
za ewentualne uszkodzenia ciała po zastosowaniu ich u innych chorych.
Wszystkie typy zaniku mięśni są obecnie chorobami nieuleczalnymi, ale
w wielu laboratoriach na świecie trwają intensywne badania nad
wynalezieniem lekarstwa na nie. W oczekiwaniu na to wydarzenie głównym
zadaniem jest utrzymanie chorego w możliwie jak najlepszej kondycji
fizycznej oraz maksymalne wydłużenie życia. W realizacji tych celów
najbardziej muszą się zaangażować rodzice i osoba chora, a rehabilitanci
i lekarze powinni koordynować, doradzać itp. Rodzice powinni poświęcać
choremu dużo uwagi i pracy. Trzeba codziennie przeznaczać czas, aby
kilka razy w ciągu dnia wykonywać z chorym różnego rodzaju ćwiczenia.
Równie ważny jest także wypoczynek chorego w ciągu dnia w pozycji
leżącej. Należy zapewnić choremu dobrą opiekę, ale nie można być
nadopiekuńczym. Musi współpracować on w rehabilitacji i mieć pewne
obowiązki. Ja i moi rodzice walczymy z chorobą w następujący sposób:
-
Jedną z najważniejszych rzeczy jest walka z przykurczami
stawowymi. Przykurcze są typowym objawem dla wszystkich typów zaniku
mięśni i powstają przede wszystkim w wyniku nierównomiernego
słabnięcia mięśni działających przeciwstawnie. Dotyczą one stawów
biodrowych, wszystkich stawów nóg i rąk oraz kręgosłupa (szczególnie
w odcinku szyjnym). Powodują przedwczesną utratę zdolności
chodzenia, zniekształcenia kończyn, zmniejszenie zakresu ruchów
głową, utrudniają pisanie i obsługę komputera itp. Rozpoczynając
walkę z przykurczami trzeba wiedzieć, że całkowicie ich się nie
wyeliminuje. Niemniej można je znacznie zmniejszyć, czego jestem
żywym dowodem.
Mój Tata walczy z przykurczami u mnie na wiele sposobów. Jednak
najskuteczniejszym z nich jest rozciąganie ścięgien. Trzeba to robić
od najmłodszych lat, systematycznie, jak najczęściej, co najmniej
trzy razy dziennie, po co najmniej dziesięć ruchów. Mój Tata robi mi
to rano i wieczorem od wielu lat. Przed przystąpieniem do ćwiczeń
należy zadbać, aby ciało chorego nie było zimne. Najpierw ręcznie
rozmasowuje mięśnie odpowiadające za przykurcz (od, których odchodzą
ścięgna). Ćwiczenia wykonuje z wyczuciem, nie „na siłę” i ostrożnie,
aby nie złamać kości, nie wykręcić stawu lub nie naderwać ścięgien.
Szczególnie zachowuje ostrożność przy stawach łokciowych, gdyż
złamanie w obrębie łokcia bardzo trudno się leczy. Głową,
kończynami, palcami i każdą najmniejszą częścią ciała, wykonuje się
ruchy w możliwie jak najpełniejszym zakresie – tak jak wykonuje to
zdrowy człowiek. Przykładowo, dłoń prostuje się i zaciska w pięść.
Rozciąganie wykonujemy powoli, aż pojawi się ból i wtedy, przez
kilka sekund przytrzymujemy w takiej pozycji.
Ogólnie biorąc, zdrowy człowiek wykonuje ogromną ilość ruchów i nie
sposób ich wszystkich wymienić. Niemniej ważne jest, aby starać się
wykonywać systematycznie każdy z nich.
Oprócz rozciągania należy zadbać, aby chory unikał pozycji ciała,
które sprzyjają powstawaniu przykurczy. Inne sposoby walki, z
przykurczami znaleźć można w literaturze dotyczącej rehabilitacji w
chorobach mięśni.
UWAGA!: Gdy choroba jest już zaawansowana, a przykurcze są silne
i utrwalone, wtedy nie można zastosować wyżej opisanych ćwiczeń,
gdyż mogą doprowadzić do poważnych obrażeń ciała. Dlatego
rehabilitację należy zacząć jak najwcześniej, gdy przykurczy jeszcze
nie ma lub, gdy są niewielkie.
-
Osobiście nie polecam także operacji ortopedycznej wydłużania
ścięgien Achillesa (ścięgno to znajduje się między piętą, a łydką).
Wielu lekarzy i rehabilitantów bardzo namawia chorych i ich rodziców
do wykonania tego zabiegu. Przekonują, że po przeprowadzeniu
operacji chory będzie dłużej chodził zanim usiądzie na wózku.
Teoretycznie tak powinno być, ale po takim zabiegu konieczne jest
umieszczenie nóg w gipsie, a chorego w szpitalu na wiele tygodni. W
tym czasie nogi są unieruchomione, a tym samym mięśnie nie
pracują i szybciej giną (w myśl zasady dotyczącej także zdrowych
ludzi, że organ nieużywany z czasem zanika). Po zdjęciu gipsu może
okazać się, że mięśnie znacznie i nieodwracalnie osłabły.
Poza tym, każdy zabieg niesie za sobą ryzyko dla zdrowia (np.
zakażenie bakteryjne itp.). Ja uważam, że zabieg ten jest zbędny i
poprawia tylko estetykę nóg. U mnie nie wykonano
takiej operacji, a mimo to chodziłem do 11 roku życia i nie musiałem
leżeć w szpitalu. Znam natomiast kilku chorych na zanik mięśni, u
których rozbudzono nadzieję, że w wyniku wydłużenia ścięgien choroba
się zatrzyma. Później przeżywali rozczarowanie i załamanie, bo
choroba postępowała dalej.
-
Kolejnym bardzo ważnym elementem walki z chorobą o wydłużenie
życia jest profilaktyka skrzywień kręgosłupa. Skrzywienia powstają w
wyniku zanikania mięśni podtrzymujących kręgosłup w prawidłowej
pozycji oraz długiego przebywania chorego w jednej – najczęściej
siedzącej – pozycji. Gdy chory zaczyna poruszać się wyłącznie
wózkiem inwalidzkim, skrzywienia nasilają się. W dystrofii występuje
skrzywienie boczne kręgosłupa (skolioza) oraz łukowate wygięcie
kręgosłupa w stronę brzuszną (lordoza). Skolioza powoduje
zmniejszenie pojemności życiowej płuc, co jest przyczyną zaburzeń
oddechowych. Ponadto powoduje problemy z trawieniem oraz utrudnia
siedzenie. Lordoza natomiast sprawia między innymi, że głowa „leci”
do tyłu i chory zaczyna „patrzeć w niebo”. Utrudnia to patrzenie na
wprost i jedzenie (połykanie). Poza tym, gdy chory leży „na wznak”,
jego ciało opiera się na głowie i na kości ogonowej. Te miejsca
narażone są na duży nacisk, ból i (przy długim przebywaniu w jednej
pozycji) odleżyny.
Teraz opiszę, jakie metody mój Tata stosuje, że prawie nie mam
skoliozy, a lordoza przestała pogłębiać się. Aby zatrzymać skoliozę,
z dwóch boków wkłada mi do wózka deskę (aż prawie pod pachę) i
sztywną poduszkę od strony ciała, dość ścisło, żebym nie bujał się
na boki i nie siedział z wygiętym w bok kręgosłupem (patrz Galeria).
Stabilizację za pomocą desek i poduszek rozpoczęliśmy z chwilą, gdy
zacząłem stale korzystać z wózka inwalidzkiego (dobrze, gdy wózek
nie jest zbyt szeroki i ma pasek „bezpieczeństwa” do przypinania
chorego, aby nie spadł z niego). Z czasem zastosowaliśmy pod ręce
pulpit ze sklejki, aby zwiększyć stabilność ciała (patrz Galeria).
Lordozę zauważyliśmy dość późno i dlatego mam ją dosyć zaawansowaną.
Dzięki różnym zabiegom zatrzymała się jednak. W czasie leżenia „na
wznak” (w tym celu, aby głowa nie wyginała się w tył) pod samą głową
mam dwie małe poduszki – pod spodem twardą, a na wierzchu miękką
oraz miękką poduszkę pod kością ogonową (patrz Galeria). Co najmniej
dwa razy dziennie sam robię kilka skłonów głową do przodu (w stronę
piersiową). Podobnie Tata zgina mi głowę w stronę piersiową (bardzo
ostrożnie, bo uszkodzenie kręgosłupa w odcinku szyjnym grozi trwałym
paraliżem lub śmiercią!).
-
Niektórzy lekarze i rehabilitanci zalecają na skrzywienia
kręgosłupa najpierw gorset ortopedyczny, a później, gdy skrzywienia
są bardziej zaawansowane, operację wzmocnieniu kręgosłupa na całej
jego długości przy pomocy specjalnych prętów umożliwiających
korekcję kręgosłupa i odtworzenie krzywizn fizjologicznych. Zabieg
operacyjny wykonywany jest w znieczuleniu ogólnym.
Gorsety ortopedyczne nie hamują pogłębiania się skrzywienia
kręgosłupa i są źle tolerowane przez chorych. Z tych względów, moi
rodzice po konsultacji z lekarzem nie zastosowali u mnie gorsetu.
Jeśli chodzi o wszczepianie prętów stabilizujących kręgosłup to też
ich nie mam, a mimo to prawie nie mam skoliozy i problemy oddechowe
pojawiły się u mnie późno (w wieku 25 lat). W ogóle nie mam
przekonania do tych prętów, gdyż operacja ich wszczepiania niesie za
sobą spore ryzyko (ryzyko zakażenia, kłopoty z wybudzeniem z narkozy
itp.). Poza tym kości u chorych na zanik mięśni są cieńsze i
słabsze.
Z drugiej jednak strony, jeżeli skrzywienie boczne jest duże,
operacja może być wskazana.
-
Dużym problemem u chorych z zanikiem mięśni są zaburzenia
oddechowe. Pojawiają się niepostrzeżenie i podstępnie, wskutek
osłabienia mięśni oddechowych, zmniejszenia ruchomości żeber i
odcinka piersiowego kręgosłupa, deformacji klatki piersiowej i
skoliozy. Powodują coraz częstsze i cięższe infekcje płuc i
oskrzeli, a w konsekwencji prowadzą do zagrożenia życia.
Teraz
opiszę jak u mnie wyglądają kłopoty oddechowe oraz jak z nimi żyję i
walczę. Pierwsze nieśmiałe symptomy, zaczęły pojawić się w wieku 24
lat. Do tego czasu wykonywałem różne ćwiczenia oddechowe. W czasie
infekcji, które z roku na rok, coraz trudniej było wyleczyć,
musieliśmy zmagać się z zalegającą oskrzela wydzieliną (o
postępowaniu w razie infekcji w następnym punkcie). Ćwiczenia były
następujące: zaraz, gdy przestałem chodzić była to rehabilitacja w
basenie i pionizacja, a przez cały czas ćwiczyłem mięśnie brzucha,
śpiew, głębokie wdechy i wydechy, często wychodziłem na spacery, raz
do roku wyjeżdżałem nad morze na turnusy rehabilitacyjne (specjalne
dla chorych neuromięśniowo), gdzie nauczyłem się wielu ćwiczeń itp.
Pierwszą zapowiedzią kłopotów z oddychaniem było badanie
spirometryczne, które miałem przeprowadzone przypadkowo (na turnusie
rehabilitacyjnym) w wieku 23 lat. Badanie przeprowadzały
rehabilitantki. Wszystko trwało chyba godzinę, bo sądząc po smutnym
wyrazie ich twarz coś szło nie tak jak potrzeba. Wyszedłem z
gabinetu zdyszany i podłamany wynikiem spirometrii. Pojemność
życiowa wynosiła niecały litr (dużo poniżej normy), zmierzona
dopiero po wielu próbach. Uświadomiłem sobie wtedy, że niedługo
zaczną się poważniejsze problemy ze mną. Bardzo się nie pomyliłem.
Za rok miałem mało znaczący incydent. Po prostu poszedłem na koncert
organowy i zaraz na początku usnąłem. Obudziłem się dziwnie zmęczony
już po zakończeniu koncertu. Przez następny rok tłumaczyłem sobie,
że to muzyka uśpiła mnie wtedy.
Gdy osiągnąłem 25 lat zacząłem usypiać coraz częściej w ciągu dnia
(odbywało się to w sposób niekontrolowany). Zmieniły się także
trochę moje zwyczaje. Podczas gdy wcześniej nigdy nie mogłem zasnąć
w dzień, tak wtedy zacząłem bardzo chętnie i szybko zasypiać. Na
skórze, ustach i języku zaczęły stopniowo pojawiać się u mnie różne
zakażenia (liszaje, pleśniawki, opryszczka, grzybice itp.) zapewne
związane z niedotlenieniem organizmu. Po zjedzeniu każdego posiłku
niedotlenienie pogłębiało się na pewien czas (ta dolegliwość powtarza
się do tej pory). Wskutek wypełnienia brzucha pokarmem oddychanie
stawało się utrudnione. Codziennie wieczorem, zaraz po zaśnięciu
zdawało mi się, że coś mną rzuca, po czym budziłem się zdyszany i
spocony. Rano natomiast, z dnia na dzień coraz dłużej, Tata musiał
robić mi gimnastykę, tj. skłony na łóżku z pozycji leżącej do
siedzącej, bo inaczej serce mi biło bardzo szybko, bolała mnie
głowa, byłem spocony i mówiłem od rzeczy. Te ćwiczenia pełniły
wówczas widocznie rolę sztucznego oddychania tylko, że wtedy nie do
końca o tym wiedzieliśmy.
W 26 roku życia wyżej wymienione objawy znacznie się nasiliły.
Dołączyły się też ciężkie infekcje płuc.
Wtedy zacząłem pytać siebie – czy nadszedł już koniec mojego życia?
Dlaczego akurat teraz, w tak nieodpowiednim momencie? Ja nie chcę!.
Takie myśli prześladowały mnie mimo tego, że wiedziałem jak ciężko
jestem chory i że moje życie zbliża się do życia wiecznego.
Rodzice nie mogli pogodzić się z moim odchodzeniem. Szczególnie Tata
zaczął szukać pomocy w Warszawskim Hospicjum dla Dzieci, do którego
zostałem przyjęty. Myślał, że może zastosują u mnie respirator lub
inne urządzenie.
Gdy z Internetu i innych mediów dowiedziałem się jak działa
respirator i jak wygląda życie chorych podłączonych do tego sprzętu,
zacząłem szukać innych rozwiązań. Respirator jest dobry dla chorych,
którzy mają krótkotrwałe problemy z oddychaniem i po pewnym czasie
wracają do normalnego oddechu. Choremu, który nie ma szans na
odzyskanie prawidłowego oddechu respirator może utrudnić życie i
przedłużyć umieranie. Chory podłączony do respiratora, nie może nic
powiedzieć swoim opiekunom. Pacjent zapada często na róże infekcje
dróg oddechowych i w końcu umiera. Znając wiele argumentów za i
przeciw stosowaniu respiratora u chorych z zanikiem mięśni,
zdecydowałem, że nie chcę zostać do niego podłączony (na ten
temat są jednak różne zdania, mam przyjaciół, którzy są
zadowoleni z respiratora).
Lekarze z hospicjum zaproponowali mi tzw. koncentrator tlenu.
Niestety, próba oddychania tlenem moim przypadku, nie powiodła się.
Mój organizm reagował zaburzeniami oddychania, wobec tego czułem się
jeszcze gorzej.
Najtrudniejsze dla mnie i Rodziców było przetrwanie każdej nocy,
gdyż traciłem oddech co 5 min., a Rodzice na zmianę wspomagali mój
oddech uciskając na klatkę piersiową. Natomiast w ciągu dnia
usypiałem i traciłem oddech, nawet podczas jedzenia! Przez to nocne
budzenie byłem notorycznie niewyspany (podobnie jak Rodzice), co
pogarszało mój stan.
W czerwcu 2001 r. przyjąłem Sakrament Namaszczenia Chorych ze słabą
wiarą w poprawę stanu zdrowia... i już we wrześniu poczułem się
lepiej. Dlaczego więc poczułem się lepiej? Wierzę i jestem pewien,
że sprawiła to Moc Boża poprzez Sakrament Namaszczenia Chorych. Ta
Moc wpłynęła na mojego Tatę, który zrobił z ogólnie dostępnych
elementów aparat, który uciska na dolne żebra i w ten sposób
wspomaga mój oddech. Muszę dodać, że mój Tata jest elektronikiem.
Może ktoś powiedzieć, że dlatego było mu łatwiej zrealizować tak
wynalazek. To prawda, ale przecież to urządzenie wcale nie musiało
mi pomóc.
Czuję się dużo lepiej, ponieważ mój oddech jest wspomagany. Niestety
muszę pod tym urządzeniem leżeć jak pod prasą przez całą noc w
jednej pozycji.
W ten sposób moje życie zostało przedłużone o już
ponad 9 lat i wróciło prawie do normy. Poza tym w ciągu tych lat,
mój tata wykonał jeszcze inne urządzenia wspomagające oddychanie.
Dwa rodzaje urządzeń do wózka inwalidzkiego i jedno do samochodu
-
Wielką i nieocenioną pomoc otrzymuję od Warszawskiego Hospicjum
dla Dzieci.
Więcej o moim leczeniu w tym hospicjum znajduje się
tutaj
-
Trzeba za wszelką cenę nie dopuszczać do przeziębień, które
poważanie osłabiają organizm chorego. Podczas kaszlu nadwyrężają się
mięśnie oddechowe i przyspiesza się ich zanik. Należy dbać o te
mięśnie, aby jak najpóźniej pojawiły się problemy oddechowe. Ważne
jest, aby chorego chronić przed zarażeniem od osób przeziębionych
oraz przed zimnem. Szczególnie narażeni na zimno są chorzy, którzy
muszą korzystać z wózka inwalidzkiego, gdyż mało się ruszają i w
związku z tym mają słabsze krążenie krwi. Podczas spacerów w chłodne
dni trzeba, więc chorego ciepło ubierać i nie przejmować się przy
tym zbytnio estetyką (patrz Galeria). Szczególnie należy zadbać o
zabezpieczenie głowy i nóg.
W celu zwiększenia odporności wyjeżdżałem raz do roku, latem nad
morze, natomiast od jesieni do wiosny jadłem m.in. cebulę, czosnek i
cytryny. Gdy mimo wszystko dopadało mnie przeziębienie najpierw
stosowałem domowe sposoby leczenia, a gdy one nie pomagały wtedy
dopiero zgłaszałem się do lekarza.
Podczas przeziębień najważniejsza i najtrudniejsza jest walka z
wydzieliną zalegającą płuca. Rodzice robią to wspólnie ze mną na
wiele sposobów, które wypracowaliśmy metodą prób i błędów. Między
innymi rodzice oklepują moje płuca z przodu, z tyłu i z boków dłonią
(omijając nerki, kręgosłup i łopatki). Stosują ręczne wspomaganie
kaszlu, np. w pozycji „na wznak” naciskają energicznie dłońmi na
dolne żebra w chwili wydechu, a ja odkrztuszam. Natomiast w pozycji
siedzącej ściskają klatkę piersiową jednocześnie z przodu i z tyłu.
W ostateczności Tata stosował u mnie chwyt stosowany w pierwszej
pomocy, w przypadku zachłyśnięcia się.
Z postępem choroby te zabiegi
przestały wystarczać. Jednak dzięki Warszawskiemu Hospicjum dla
Dzieci otrzymałem trudnodostępne urządzenie zwane koflatorem (ang. Cough Assist), którego działanie symuluje kaszel. Wtłacza on
powietrze do dróg oddechowych pod ciśnieniem, po czym wysysa je
przesuwając wydzielinę do gardła, skąd łatwiej ją usunąć. Przyznam,
że już kilka razy to urządzenie uratowało mi życie.
-
Odporność organizmu zależy od wielu czynników, ale najważniejsze
jest odpowiednie odżywianie. W dzisiejszym świecie spożywamy
pokarmy wysoko przetworzone, z wieloma szkodliwymi dodatkami,
natomiast nie jemy tego, co jest dla nas niezbędne.
Podstawowym warunkiem dużej odporności jest posiadanie
odpowiedniej flory bakteryjnej w przewodzie pokarmowym, chodzi głównie
o bakterie kwasu mlekowego. Jeśli mamy jelita zasiedlone przez
dobroczynne drobnoustroje, wtedy dla wszelkich szkodliwych bakterii,
grzybów i wirusów nie ma po prostu już tam miejsca. Bakterie te
znajdują się m.in. w kefirze, ogórkach kwaszonych, kapuście
kwaszonej. Dostępne są również preparaty farmaceutyczne zawierające
żywe kultury bakterii. Szczególnie potrzebne przy niestrawności,
osłabieniu organizmu i terapii antybiotykowej. Ja biorę je
codziennie. Najlepsze są preparaty wielobakteryjne. Korzystny wpływ
na rozwój tych bakterii ma błonnik, którego spożywamy za mało.
Błonnik znajduje się w warzywach, owocach, otrębach zbożowych,
kaszy, naturalnych płatkach zbożowych, pieczywie razowym i pełnoziarnistym,
roślinach strączkowych itp. Błonnik prowadzi także między
innymi do przyspieszenia perystaltyki jelit, mniejszego wchłaniania
cholesterolu i trójglicerydów, spadku stężenia glukozy we krwi,
zmniejszenia uczucie głodu, usuwania z organizmu toksyn i metali ciężkich.
Bakterie te giną najbardziej w czasie przyjmowania antybiotyków.
Wtedy dochodzi w jelitach do szybkiego rozwoju grzybów, czyli drożdży
Candida albicans, które atakują cały organizm i powstaje
grzybica. Przykładowo grzybica jamy ustnej, płuc itp. Objawy
grzybicy to m.in.: zaburzenia trawienia, wzdęcia, osłabienie,
uczucie zmęczenia, zaburzenia snu, wzmożona potliwość, wahania
nastroju, ogólna niechęć do działania, obniżona odporność i
ciągłe przeziębienia, drażliwość i wszelkie stany zapalne.
Rozwojowi grzybów sprzyja cukier (drożdże odżywiają się
cukrami i wytwarzają alkohol), osłabienie organizmu, alkohol, leki
sterydowe i hormonalne oraz antybiotyki. Dostępne są antybiotyki
zwalczające grzyby, ale problem w tym, że drożdże szybko
uodporniają się na ich działanie. W związku z tym należy
zastosować odpowiednią dietę i wzmocnić odporność, aby
organizm sam zwalczał grzyby. Trzeba nie jeść cukru i słodyczy,
produktów z białej mąki pszennej a początkowo nawet owoców.
Poza tym czosnek jest doskonałym warzywem grzybobójczym (także
bakteriobójczym i obnażającym poziom cholesterolu) i należy go
spożywać codziennie.
Dużą rolę we wzmacnianiu odporności mają kwasy tłuszczowe
Omega 3. Niestety spożywamy ich zbyt mało, ponieważ są one
nietrwałe i rozkładają się w zbyt wysokiej temperaturze. Kwasy
te znajdują się w oleju lnianym, sojowym oraz oleju z tłustych
ryb zimnych wód morskich. Zbyt niski poziom kwasów tłuszczowych
Ω 3 w organizmie powoduje m.in. chroniczne zapalenia,
autoagresję immunologiczną, miażdżycę tętnic oraz sprzyja
powstawaniu nowotworów.
Teraz opiszę jakie suplementy diety stosuję w celu wzmocnienia
odporności zalecone przez lekarzy z hospicjum:
-
Sok z dzikiej róży
(Witamina C Naturalna firmy Polska Róża) Bogaty w witaminę
C,likopen i bioflawonoidy. Pomaga w przeziębieniach i grypie,
stanach zapalnych naczyń krwionośnych, krwawieniu dziąseł,
niewydolności nerek oraz dróg żółciowych oraz anemii
(poprawia przyswajanie żelaza).
-
Czosnek, zabija
grzyby i bakterie i wzmacnia organizm.
-
Citrosept ( wyciąg
z pestek grejpfruta) uzupełnia dietę w naturalne bioflawonoidy
posiadające właściwości przeciwutleniające, wychwytujące
wolne rodniki oraz wykazujące synergizm (wzajemne wzmocnienie)
z witaminą C i chroniące ją przed utlenianiem. Wzmacnia
odporność.
-
Mieszanka
oczyszczająca, przyjmuję ją rano na czczo, pół godziny
przed jedzeniem (5ml aloesu, 5ml oleju z wiesiołka, 5ml soku z
cytryny,5ml wody). Zadaniem mikstury oczyszczającej jest
systematyczne likwidowanie nadżerek w jelitach. Przez nadżerki,
czyli nieszczelności jelit do organizmu wnikają toksyny, które
są przyczyną wszystkich chorób. Olej blokuje wchłanianie,
aloes goi nadżerki i działa korzystnie na skórę. a sok z
cytryny rozpuszcza złogi.
-
Probiotyki
(bakterie kwasu mlekowego)
-
Olej lniany.
Informacje o nim znajdziesz tu.
-
Sok żurawinowy
Związki zawarte w żurawinie zmniejszają przyczepność
bakterii E. Coli do nabłonka dróg moczowych i ograniczają
namnażanie się ich. W związku z tym żurawiny używa się w
leczeniu zapalenia pęcherza moczowego i łagodnych zakażeń dróg
moczowych.
-
Miód Manuka MGO
z Nowej Zelandii. Ma działanie antybakteryjne, wynikające z
zawartości aktywnego związku – methylglyoxalu – który
powstaje w naturalny sposób w nektarze roślin manuka.
Poza tym zrezygnowałem ze słodzenia herbaty,
picia soków z kartonu (i innych kupnych) i ograniczyłem spożycie
słodyczy. Cukru spożywamy zbyt dużo, a do ich trawienia organizm
produkuje dużo insuliny. Z czasem może pojawić się cukrzyca.
Jest też ciekawostka, czy kiedykolwiek ktoś widział, aby w cukrze
zalęgły się jakieś owady? W mące lub kaszy owszem.
Jest jeszcze jeden środek, który stosuję zamiast antybiotyków w
czasie lekkich przeziębień. Jest to srebro koloidalne Ag 100. Trzeba z
tym zachować ostrożność, nie podawać dzieciom, najpierw
sprawdzić, czy nie jesteśmy uczuleni na srebro. Długotrwałe spożywanie
lub w dużych ilościach, grozi trwałym, stalowoszarym zabarwieniem
skóry. Związki srebra były używane podczas I wojny światowej w
celu zapobiegania infekcjom, zanim pojawiły się antybiotyki.
Srebro blokuje rozmnażanie się i niszczy ponad 650 chorobotwórczych
bakterii, grzybów i wirusów. Drobnoustroje nie uodporniają się
na srebro.
-
Do zdiagnozowania dystrofii nie wykonano u mnie biopsji mięśni.
Mój Tata nie zgodził się na nią, bo jest dosyć bolesna.
Poprzestaliśmy więc na oznaczeniu poziomu enzymów (kinazy
kreatyninowej – CPK, aldolazy i transaminaz), wywiadzie rodzinnym i
analizie objawów klinicznych. Z czasem okazało się, że rzeczywiście
mam postępującą dystrofię mięśni Duchenne’a. Obecnie jest łatwiej,
bo dostępne są badania wad DNA, które jednoznacznie mogą potwierdzić
diagnozę.
-
Bardzo wcześnie zaczęliśmy rehabilitację na basenie z ciepłą
wodą (temp.
ok. 36°C). Ćwiczenia na basenie wymagają mniejszego wysiłku dzięki
sile wyporu, a w ciepłej wodzie przykurcze się rozluźniają oraz
poprawia się wydolność układu oddechowego i krążenie. Ja z Tatą jako
opiekunem uczęszczałem na taki basen codziennie, pięć dni w
tygodniu, od 8 do 11 roku życia. Zakończyłem tę rehabilitację z
powodu coraz częstszych przeziębień oraz tego, że zacząłem poruszać
się na wózku inwalidzkim i coraz trudniej było mnie włożyć do
basenu. Podczas rehabilitacji nie wykonywałem jakiś specjalnych
ćwiczeń, po prostu przemieszczałem się po basenie, nabierałem dużo
powietrza i zanurzałem się przy drabince na samo dno wydychając
powietrze oraz unosiłem się na wodzie na plecach itp..
-
Kolejnym rzeczą jest rehabilitacja wykonywana codziennie w domu.
Gdy jeszcze chodziłem, lekarze skierowali mnie na naukę ćwiczeń,
które później sam wykonywałem. Oczywiście teraz, gdy poruszam się na
wózku i choroba jest zaawansowana, codzienna gimnastyka jest
zupełnie inna i wykonuje ją głównie mój Tata.
-
Należy dbać, aby chory regularnie wypróżniał się. Ja unikam
czekolady i ciężkostrawnego mleka. W celu ułatwienia trawienia
wykonuję różne ćwiczenia mięśni brzucha. Natomiast rodzice
masują mi brzuch na różne sposoby, pionizują mnie itp. Wypróżniam
się w pozycji siedzącej, a w tym czasie tata masuje i uciska mi
brzuch. W ostateczności robimy lewatywę.
Można wypróbować bakterie kwasu mlekowego, które regulują
trawienie i wzmacniają ogólną odporność organizmu .Wcześniej, gdy nie miałem jeszcze problemów oddechowych, często
leżałem na brzuchu, co przyspieszało trawienie. Ponadto jem dużo
owoców i warzyw.
-
Moja edukacja wyglądała następująco. Pierwszą i drugą klasę
szkoły podstawowej ukończyłem prawie normalnie, gdyż jeszcze
chodziłem. W międzyczasie Tata zrezygnował z pracy na etacie i
założył własną firmę, aby być blisko mnie i wozić mnie do szkoły. Od
3 klasy Tata zawoził mnie codziennie do i ze szkoły, a w środku
zajęć przyjeżdżał i szedł ze mną do toalety. Poza tym szkoły, do
których uczęszczałem nie były przystosowane dla niepełnosprawnych.
Tak było przez 10 lat (aż do ukończenia szkoły średniej). Wtedy
zdałem maturę i zakończyłem edukację. W szkole oprócz nauki miałem
kontakt z rówieśnikami, przez co poznałem wiele przyjaciół, z
którymi utrzymuję kontakt. Nie kontynuowałem nauki ze względów
zdrowotnych, a poza tym w mojej miejscowości nie ma wyższej uczelni.
Obecnie jest lepiej, bo są szkoły integracyjne i przystosowane dla
osób niepełnosprawnych.
-
Cztery lata korzystałem z wózka inwalidzkiego z napędem
elektrycznym. Czułem się wtedy dowartościowany i mogłem samodzielnie
poruszać się. Z czasem musiałem się „pożegnać” z tym wózkiem, gdyż z
powodu niedotlenienia szybko straciłem dużo sił. Żałuję, że zacząłem
tak późno (22 lata) jeździć wózkiem elektrycznym. Niestety wcześniej
w Polsce takich wózków prawie nie było, bądź były bardzo drogie.
-
Przez długi czas szukaliśmy pomocy u znachorów i w
paramedycynie. Nic mi nie pomogli, ponieważ niemożliwym jest, aby
ziołami naprawić wady genetyczne. Ponadto było to marnowanie cennego
czasu, który można przeznaczyć na rehabilitację z prawdziwego
zdarzenia. Dodatkowo bioenergoterapeuci i zielarze często są
zwykłymi hochsztaplerami, a jeśli nawet mają jakąś moc to sami nie
wiedzą czy i jak ona wpływa na innych ludzi. Lepiej jest odprawiać
modlitwy w intencji chorego zgodne z wyznawaną przez niego religią.
To naprawdę pomaga walczyć z chorobą. Wiem coś o tym, bo sam
doświadczam tej pomocy.
-
Nie radzę również jeździć na bardzo drogie i nagłaśniane przez
media zabiegi w Kijowie. Eksperci twierdza, że mamy tam do czynienia
z oszustwem - beznadziejnie chorym ludziom sprzedawana jest
nadzieja. Ośrodek stosuje wstrzyknięcia cieczy, która podobno
zawiera tzw. zarodkowe komórki macierzyste. Próby przeszczepu
komórek macierzystych mięśni, przeprowadzane na uniwersytetach w
Stanach Zjednoczonych, zostały zaprzestane po kilku latach z powodu
nieskuteczności. Poza tym nie słyszałem, aby komuś pomogła terapia w
Kijowie, więc lepiej zająć się codzienną rehabilitacją z prawdziwego
zdarzenia.
-
Nie wolno palić papierosów w pomieszczeniach, w których
przebywają osoby z zanikiem mięśni, gdyż dym papierosowy osłabia
odporność i zatruwa organizm. Tym bardziej chorzy nie mogą palić.
góra
|